30 cze 2010

Gruzja, dzien 2

... Marcin, jest 10.30
yyyyy - to juz chyba dzis nie zdazymy, ale sprobojmy, jazda
Szybkim krokiem do metra, dwie stacje, taksowka tym razem pan wie gdzie jechac, opowiada nam jak KGB zabilo Kaczynskiego i wyraza swoja opinie o prezydencie Gruzji ("piederast"), ktorego wini takze za to, ze mamy placic za wizy do Iranu -ciekawe. Zjawiamy sie w ambasadzie. Ten sam pan co wczoraj nie mowiac nic podaje nam wnioski wizowe i karteczke z numerem konta - "75 Euro each person" - nice, jak wyjezdzalismy z PL bylo jeszcze 60 Euro. Biegniemy do banku (jest jakos 11.20 a my mamy do 12 otwarta ambasade). W pierwszym wywolujemy zamieszanie, jeszcze wieksze gdy okazuje sie ze nie mozemy tam zaplacic (ale ci ludzie sa niezmiernie pomocni!!) - wlasciwy jest 1km stad. Dwa przystanki autobusem, wpadamy i znajdujemy mila pania mowiaca po angielsku.
Szybka wplata i z dowodami jedziemy z powrotem do ambasady. Skonczyly nam sie drobne wiec juz od jakiegos czasu jezdzimy po Tbilisi nie placac za przejazd-ciekawe ile wynosi kara :). Wpadamy punkt 12 i niemily pan najwyrazniej uradowany nasza determinacja doznaje przemiany, zartuje z nami i pomaga wypelniac wnioski. Zostawiamy paszporty a na koniec slyszymy: See you tomorrow, znaczy ze juz jutro bedzie wiza.
To koniec sztywnych terminow, teraz juz relaks-kupujemy cos na sniadanie i idziemy przez miasto. Schodzi nam 2 godziny. Dzis juz nie zdazymy w gory. Jedziemy na miasto po zakupy na wyprawe. Gaz jest, konserwy sa, jutro jeszcze ser i Puri i jedziemy w rejon Kazbeka zeby zaczac wspinaczke. Nie zapomnimy o wspanialych wodach mineralnych, przy ktorych wiekszosc naszych jest bez smaku jak najgorsza kranowa. Z dolu dohodza do mnie nieznajome polskie glosy...spadam.


Wlasnie do hostelu przybylo dwoch Polakow wracajacych z Kazbeka - mowia ze jest ciezko i nie ma pogody :/
do nastepnego!

29 cze 2010

Sakartwelo, czyli Gruzja, dzien 1


I jestesmy.

po burzliwym przelocie (burza z lotu ptaka wyglada rewelacyjnie) Znalezlismy sie w Tbilisi. Byla 1.30 i zadnych autobusow, wiec poczekalismy do rana na transport.
Czekanie umilila nam wizyta w lotniskowej knajpce: shoarma-rewelacja i polska VIVA serwujaca najnowsze klubowe hity

I tak sobie czekalismy i czekalismy az sie zrobilo w koncu rano i wsiedlismy do busa z lotniska do Tibilisi gdzie zachowywalismy sie jak typowi turysci po dlugim tripie czyli jak zombie.....

Mili Gruzini od razu to dostrzegli i pomogli nam sie usadowic w autobusie i kupic bilety. Upewnili nas tez ze jedziemy we wlasciwe miejsce. Gdy znalezlismy sie w centrum, gdzie mial na nas czekac
spiacy jescze magik :P, zapytalem sie lokalesow jak dojsc do "gostinicy" c na ulicy, ktorej wymowienie sprawialo niewielkie trudnosci ;) Efekt byl taki, ze jeden wkazal nam prosto, drugi w lewo a trzeci w prawo. Pokrecilismy sie troche z naszymi plecakami po okolicy (achitektoniczny chaos, bardzo klimatyczne miejsca) [cin - drogi wygladaja jak koryta rzeki w tatrach...]. w koncu trzeba bylo sie wracac, bo obralismy zla droge [ cin - aaa no tak powinismy isc innym korytem ;-)...].

W hostelu integracja z zaloga, pranie i wypad na miasto (super metro - stacje chyba 100m pod ziemia) w poszukiwaniu iranskiej ambasady, ktorej nie mogl znalezc nawet taksiarz. Zjawilismy sie tam tylko po to, zeby uslyszec od bucowatego pana portiera rozwalonego na
krzesle, ze: "I inform you that the visas are issued everyday between 10 and 12" gruzinscy straznicy, ewidentnie nudzacy sie na
sluzbie, dali nam do zrozumienia zebysmy byli punktualnie o 10.

Czas formalnosci na tym sie skonczyl, zaczelismy czesc artystyczna. Zbaczajac z glownej ulicy znalezlismy sklepik z piwem, budke z tradycyjnymi serami (mniam!) i jedna z licznych minipiekarni wytwarzajacych puri, czyli chleb o oryginalnym ksztalcie. Po konsumpcji poszlismy jeszce do twierdzy gorujacej nad miastem
-swietny widok na nocne miasto. Mielismy isc wczesnie spac, bo rano czekala nas pobudka i wizyta w ambasadzie...

28 cze 2010

KRK-WAW-Ryga




Elo, pierwszy post. Wyjechaliśmy (ja i cin) przedwczoraj z Krakowa i po krótkim, acz przemiłym noclegu w Warszawie (pozdro i bigthx dla Milo i jego Mamy!!) zwiedziliśmy z samego rana pierwszą na naszej trasie perełkę architektury czyli dworzec Warszawa Zachodnia. Po 12 godzinach jazdy autobusem (62zł w promocji!!) znaleźliśmy sie w Rydze. Szybki checkin w hostelu i jazda na miasto. Trudno mówić o życiu nocnym, bo w niedziele nic się nie działo a ponadto do 23 było całkiem jasno :). Miasto robi bardzo miłe wrażenie, zwłaszcza kamienice z przełomu wieków. Jest spokojnie bez tłoku i pośpiechu. Takie przynajmniej jest pierwsze wrażenie. Widzieliśmy też kąpielisko nad Dźwiną i może dziś z niego skorzystamy...

Zrobiliśmy: pare fotek i znaleźlismy klimatyczną knajpkę (ShotPub) Dzis rano dostaliśmy sms od Magika że już jest w Tbilisi i trochę się naprał. My wypraliśmy nasze ciuchy przed wyjazdem więc mamy to z głowy :) idziemy na podbój Rygi, wylot o 20.30 lokalnego czasu :)
do następnego!