27 sie 2010

Isfahan, Kaveh Terminol.....

28 Lipca

Do Isfahanu dojeżdżamy w nocy. Dosypiamy do wczesnego poranka na terminalu po czym ruszamy w miasto w poszukiwaniu taniego hostelu, który z pomocą lokalsów z niemałym trudem w końcu odnajdujemy. Postanawiamy zostawić bagaże w hostelowej przechowalni, i iść w miasto, o tym czy zostajemy zdecydujemy później.
Pierwsze kroki kierujemy do ormiańskiej dzielnicy - Dżulfy. Trafienie tam jak zwykle wymagało interwencji miejscowych. Przed nami wyrasta ormiańska katedra, którą Żuraw postanawia potraktować bardzo utylitarnie (bebachshid mister, kodżost dabliu si?;))). Ja czekając na kmiecia integruję się z lokalną społecznością poznając między innymi: napakowanego jak Pudzian endokrynologa, który swoją specjalizację robil w Czechach - mowił nawet troche po czesku, oraz chlopaka, który pół zycia spędził jako barman w Malezjii. Po wypaleniu sziszki z ex barmanem ruszamy w kierunku imponującego juz z daleka meczetu Immama. Tam poznajemy dwóch kolesi (jeden z nich napewno nazywał się Muhhamed, może Żuraw bedzie pamietał imię drugiego), prowadzących coś na wzór irańskiego biura podróży. Zasadniczo był to nasz pierwszy kontakt z bardziej religijną częścią irańskiego społeczeństwa. Wymieniamy z nimi troche poglądów, jak i co żeby ludzie chcieli ogladać Iran. Niestety sugestia żeby zatrudniali więcej kobiet w branży PR potraktowana została jako głupi żart :\.
Po rozmowie z przyszłymi potentatami irańskiego przemysłu turystycznego idziemy zobaczyć jeden z największych bazarów w Iranie. Podziwiamy tu przezróżne suweniry jak np. prawdziwe perskie dywany,bardzo fajne tradycyjnie zdobione obrusy, postarzane metalowe misy i tace, szachy i wiele innych, wszystko hand made i wszystko dosyć kosztowne.

W cały kompleks Meczetu Immama oraz bazaru wpisuje się jeszcze bardzo interesujący pałac Immama, po zwiedzeniu którego, udaliśmy się w kierunku trzęsących się minaretów. Po nazwie spodziewaliśmy się jakiegoś kosmosu, niestety okazało się, że przebijaliśmy się przez pół miasta, po to żeby zobaczyć jak jeden koleś trzęsie 4 metrową wieżyczką po to żeby druga 4 metrowa wieżyczka po drugiej stronie meczetu tez się zatrzęsła i zadzwoniła mikroskopijnym dzwoneczkiem, priceless...
Do centrum wracamy z poznanymi studentami szkoły aktorskiej. Robi się poźno, Isfahan jest zatłoczony i męczący decydujemy że to nie dla nas i ze czas uciekać do jednego z najstarszych miast na świecie do Yazdu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz