23 sie 2010

Gustwansara – Obóz II

24 lipca (2 mordad 1389)

Wstajemy razem ze słońcem. Chmury zeszły w dół i tworzą spektakularny widok. Za plecami wyrasta ogromna góra podświetlona przez wschodzące słońce.Wygląda groźnie ale w ekipie panuje optymistyczny nastrój. To nasze drugie podejście pod pięciotysięcznik. Nie było go w planie, ale po niepowodzeniu na Kazbeku zrodził się nikczemny i szatański plan, żeby spróbować jeszcze raz w Iranie. Wynikła z tego także nieplanowana wizyta aklimatyzacyjna na Aragacu, znajomość z Hajkiem i wiele innych pozytywnych przygód. Zobaczymy, co się stanie podczas tego podejścia, fajnie byłoby dojść choć do 5050 m - wysokość niepokonanego Kazbeka :). Szybko składamy namiot i idziemy do góry. Idzie się rewelacyjnie. Prawie nie czuć wysokości. W cztery godziny, bardzo spokojnym tempem robimy kolejne 1000 m. Jesteśmy już na 4200, a czujemy się jak w Tatrach. Szukamy miejsca niewidocznego z pobliskiego schroniska, żeby uniknąć niespodzianek. Trudno znaleźć coś wygodnego ale w końcu udaje się usadowić na trawiastym poletku, zaraz obok całkiem niezłego urwiska. O namiocie nie ma mowy ale nie zanosi się na deszcz, więc po co się męczyć. Siedzimy tam od południa do wieczora, idziemy spać. W nocy księżyc w pełni świeci tak mocno, że wkładamy okulary przeciwsłoneczne aby zasnąć. Korzystając ze światła i mrozu nie sprzyjającego zasypianiu robię nocną sesję gór i świateł Teheranu – fajnie jest siedzieć w tych górkach :).



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz